poniedziałek, 7 stycznia 2013

s h a r e m y g r i e f




 Please could you stay awhile to share my grief


Powoli wyczerpuję siły.
Skąd mam wziąć nowe?

Już było lepiej.
On już się czuł lepiej.
Miał wyjść z oddziału psychiatrycznego.
Już było tak dobrze.

Zostawiła go dziewczyna.
Przez telefon.
Ta sama przez, którą tam trafił.
Cztery lata razem, pierwszy związek.
Takie rozstania są bezbolesne.
A to jest najbardziej wrażliwy facet jakiego spotkałam.
 
Próbowaliśmy, prosiliśmy, żeby wziął się w garść.
To nie wystarczyło.
Tak bardzo chciałam mu pomóc.
Ja.
Rodzice.
Przyjaciele.

Teraz na pewno go nie wypuszczą.
Po mailach "jeśli do mnie nie wrócisz, coś sobie zrobię" nie.
Po opowiedzeniu psychiatrze, żeby nie zgadzali się na jego wyjście,
bo jeśli będzie miał dołek, połknie wszystkie tabletki.
Kolorowe tabletki.
Nie, stanowczo nie.

 
 Razem dzieliliśmy wszystko, co szykował dla nas lekarski.
Jest dla mnie jak brat.
Będzie mógł wrócić za rok, ale wtedy nie będzie z nami.

Mój niedoszły też przechodzi ciężki okres.
Zna Go dłużej niż ja.
Mimo tego mi pomaga.
Opiekuje się mną, kiedy brakuje sił
 i nie oczekuje niczego w zamian.
Ja zajmuję się nim.
Razem przetrwamy, mimo że niby nie jesteśmy razem.
To skomplikowane.

8 komentarzy:

  1. Takie druzgoczące sytuacje potrafią wyssać całą radość z życia. Trzymam kciuki za tych Twoich.

    OdpowiedzUsuń
  2. powinnam być osobą, które może najwięcej na ten temat powiedzieć... w końcu częściowo znalazłam się w podobnej sytuacji do sytuacji Twojego przyjaciela. ale nie wiem co powiedzieć. bo słowa czasem to za mało. nie ma słów, nie ma próśb, gróźb, łez, które podtrzymywałyby chęć przeżycia u nas. i to jest najgorsze. ja jestem tego świadoma. sądzę, że Twój przyjaciel też jest. ale nie ma na to sposobu. czas. bliskość rodziny, przyjaciół. bądźcie przy nim, mówcie o głupotach, nie nadużywajcie zbyt współczujących spojrzeń. dajcie mu trochę "normalności" z zewnątrz. może nigdy nie powiedzieć "dziękuję", ale w środku pojawia się chociaż ziarenko wdzięczności. wiem z własnego przykładu.
    nie zakończę tego komentarza pozytywnie... ale ostatnio doszłam do wniosku, że jeśli ktoś naprawdę podejmie decyzję o swojej śmierci. to nieważne jak wiele osób będzie dookoła, nieważne jak cudowne perspektywy będą się rozciągać w przyszłości... ta osoba i tak znajdzie sposób by to zrobić. leki też czasem to za mało. terapia pomaga. ale to też nie jest niezawodny sposób.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nikt z nas nie wiedział, że jest aż tak źle. Dosłownie kilka godzin przed tym mailem przekonaliśmy go do powrotu na uczelnię.

    Usłyszałam przepraszam. Nie mam siły być zła, odwracać się od niego. Nie będzie współczujących spojrzeń. Nie było do tej pory z mojej strony. Raczej chciałam mu pokazać, że naprawdę jest kochany. Ja i Mój niedoszły zrobimy dla niego wszystko.

    Trudno mi określić, czy to była chęć zabicia się, czy tylko wołanie o pomoc, próba szantażu emocjonalnego tej dziewczyny. Na szczęście nie doszło do próby, ale nie można jednoznacznie powiedzieć, że jakby miał okazję to by doszło.

    Sama opowiadałam mu, jak już było dobrze. Teraz myślę, że nie powinnam. Jak u mnie było źle, bardzo źle. Wyszłam z domu zmuszona do tego, z torbą wyładowaną lekami. Jeszcze jadąc samochodem teoretycznie do szkoły planowałam usiąść w parku i je po prostu połknąć. Nie byłam w stanie. Nie mogłam zrobić tego mojej rodzinie Nie chciałam im zniszczyć psychiki. To było jedyne światełko.

    Gdyby było źle, spróbowałabyś jeszcze raz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak napisałam u siebie: w dniu mojej próby byłam radosna jak mało kiedy. śmiałam się, żartowałam, byłam rozmowna. planowałam weekend. niecałą godzinę później połknęłam garść leków rozszerzających naczynia. to przychodzi nagle. jeśli ktoś ostrzega i mówi "za chwilę podetnę sobie żyły", to jest próba zwrócenia na siebie uwagi. u mnie było inaczej. chciałam to zrobić po cichu.
      wokół mnie jest grono kochających mnie ludzi... i wiem o tym. ale to czasem za mało. kiedy naprawdę podejmuje się decyzję o swojej śmierci... nic nie jest w stanie Cię zatrzymać. żaden przebłysk. dlatego to takie niebezpieczne.

      chciałabym powiedzieć, że nie... ale to jest impuls, wiesz... podobno kto raz próbował, na 80% będzie próbował jeszcze raz. prędzej czy później. i mam tego świadomość.

      Usuń
    2. Mam cały czas nadzieję, że to było tylko zwrócenie na siebie uwagę. Niemniej, nie będę ryzykować, nikt nie będzie. Pilnujemy go.

      Powoli już nie wiem, co mam robić. Nikt nie wie. Przyjeżdżam, rozmawiam. Najgorsze, że wróciła do niego ta dziewczyna. To jest złe, bo prędzej czy później odejdzie i znów pojawi się strach.

      Cały czas gdzieś tam gdzieś jest sprawa tego, że ja i Mój nie jesteśmy właściwie razem. Jest mi dużo prościej, kiedy wszystko jest jasne, bo kiedy jest obok czuję się komfortowo. Nie muszę udawać, że nic do niego nie czuję, że jest kolegą. Mam od Mojego duże wsparcie i to mi naprawdę pomaga. Przypomina mi, że muszę oddychać. Przypomina, że jestem też ja. A to nie jest takie proste. Kocham go jeszcze bardziej za to, że dzielnie opanował mętlik, który zrobiłam mu w głowie.

      Usuń
    3. znasz jego dziewczynę ? nie obronicie go przed tym. takie jest życie. na każdym kroku jest coś co może nasz zniszczyć. wybór należy do nas.

      Usuń
  4. mozna byc przy kims blisko, ale nie przezyje się za niego życia. zrozumialam to przez i dzięki mojemu przyjacielowi, który wlaśnie bardzo często trafiał po próbach samobójczych na oddziały psychiatryczne. i nie, nie chodzi o negatywny sens tego-bo trzeba wspierac. ale nigdy nie można brać pełnej odpowiedzialności, bo to wypala nas samych. a my musimy być silni, by być przy takich osobach.
    autoportretodczuwalny.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. wysyłam Ci odrobinę swojej siły i pozytywnego myślenia.

    OdpowiedzUsuń